top of page

FSC Żuk A15

Rok produkcji mojego egzemplarza to 1970. Jest to lekki wóz gaśniczy - ostatnią jednostka pożarnicza w jakiej służył znajdowała sie w gminie Grunwald. Ja kupiłem go od osoby prywatnej w Mielnie (kilkanaście kilometrów od Grunwaldu).

 

Żuk przejechał na lawecie 500 km, żeby wylądować u mnie na podwórku a później w garażu. Posiadał komplet dokumentów i jak się okazało na miejscu nieaktualne OC (z racji roku produkcji nie jest to na szczęście problem). W podróż po Żuka udałem się 6 grudnia 2013 roku - pamiętam to jak dziś, szalał wtedy Orkan Ksawery, miejscami były takie zaspy, że laweta ślizgała się jak sanki. Żuk miał być na chodzie, w idealnej kondycji. Po przyjeździe na miejsce nie udało się jednak uruchomić silnika - nic to, przecież -10 stopni, auto na dworze to mogą być trudności. To bierzemy go na lawete - a tu kolejny zonk auto wrosło w ziemię, hamulce zablokowane. Lekka laweta ledwo wjechała na zaśnieżone podwórko, nie było praktycznie szans wyciągnąć Żuka - próby wyciągnięcia wciągarką skończyły się przeryciem trawnika i zakopaniem po oś. Jeżeli Żuk byłby 50 km od domu (a nie 500) to już bym zarządził odwrót - ale w tych okolicznościach (tysiąc za lawetę zostawiony) stwierdziłem, że coś trzeba zorganizować, a czekanie na wiosnę nie wchodziło w rachubę ;) Udało się załatwić spych/fadromę na 4 potężnych kołach, która wyciągnęła Żuka na drogę (w ramach odskoczni od odśnieżania gminnej drogi) na której udało się już wciągnąć go na lawetę. 500 km później zostało tylko go ściągnąć - było już nieco łatwiej lina za hak żuka, druga strona liny zapięta o wiśnię - laweta odjechała, Żuk został już u siebie w nowym domu. Teraz czas na fotki:

1. Żuczek na lawecie i kilka zdjęć świeżo po zacumowaniu na podwórku.

2. Podobnie jak w przypadku Syreny, tak i niestety w przypadku Żuka z zewnątrz i na zdjęciach wyglądał zdecydowanie lepiej niż w rzeczywistości. Pierwsze zdjęcie to skutek prób odpalenia Żuka, które skończyły się potężnym hukiem i zdecydowanym zmniejszeniem oporów wydechu ;). 

2. Panie coś Pan się tak tego Żuka uczepił - ma 45 lat to może być trochę styrany. Niby tak, ale zerknij Pan co się na dachu dzieje - wezmę Panu trochę poszycia zdejmę coby lepiej było widać. 

4. Łatki pospawane to pozostaje podkładowanie i szpachlowanie. W międzyczasie wspawanie wyczyszczonego wywietrznika (pierwsze zdjęcie wyjaśnia po co został odcięty). Później zarzucenie lakieru właściwego - "czerwony strażacki", numer RAL nieznany - ponoć mieszanka kolorów przygotowana przez mieszalnie (w której się zaopatruje) pod czujnym okiem strażaków z OSP - pewnie dobierali kolor pod kolor nosa w czasie dnia strażaka ;). Wygląda nieźle to nie ma co wybrzydzać - tym bardziej, że na Żuku jest conajmniej 2 różne kolory czerwonego + 4 różne szare wewnątrz -  stąd dobieranie koloru nie ma większego sensu.

5. Jak już się nie leje na głowę, to można śmigać z remontem bliżej gruntu. Ech... a to miał być sprzęt do podpicowania i pozostawienia w oryginale - niestety takie podejście mogło się skończyć biodegrodacją podobną jak na dachu. Tak więc się zaczęła walka z rudą - miejscami śmierdzącą jak zgnilizna, nie wiem jak to możliwe, ale w tym Żuku po ruszeniu grubszych pokładów rdzy czuć zgniliznę - albo ja już jestem "psem na rdzę", albo ten Żuczek po straży pożarnej był składowany i użytkowany w skandalicznych warunkach.

6. Z racji tego, że garaż mam nieogrzewany pozostawienie gołej blachy na dłużej nie jest dobrym pomysłem - po parunastu dniach potrafi się już robić delikatny rdzawy nalot  i trzeba się trochę ponownie naszlifować. Tak więc prace idą etapami trochę oczyszczone, później grunt i tak dalej. Sporo czasu zajmują detale i drobnica, ale prace posuwają się z każdą zagruntowaną "pierdołą" do przodu. Poniżej trochę fotek z gruntowania/lakierowania:

7. W zasadzie to na tą chwilę wszystko w temacie Żuka. Prace idą powoli o przodu, jak się uzbiera więcej zdjęć to je dorzucę kolejną paczką...

bottom of page